@72:
“(…) Gdyż nieruchomość zajmuje po prostu ten który najwięcej zapłaci. Coś podobnego można by robić z patentami. Np. pierwsze 15 lat dla tego co opracował patent a potem np. licytacja.”
Tylko dlaczego te patentowe umowy mają dotyczyć też tych, którzy nie biorą w tym udziału? Jeśli twórcy się zorganizują aby w swoim gronie rozstrzygać to w ten sposób – droga wolna.
“Jesteście przeciwko ochronie patentowej bo sami żadnego patentu nie opracowaliście.”
Bardzie wiarygodne byłoby gdybyś powiedział, że sam jakiś wymyśliłeś?
Nie jestem zdania, że byt kształtuje świadomość. To nie jest tak, że ktoś zabrania innym patentować. Chodzi jedynie o to aby wolność patentującego nie ograniczała wolności innych. Przyznanie komuś “wolności” ograniczania wolności innym, nie jest “wolnością”. Wolnym można być od czyjegoś działania.
Z tego co czytam, to wnioskuję, że akceptujesz prawo patentowe, bo legitymizuje je rząd, na który my wszyscy się “zgadzamy”. Skoro akceptujemy rząd, to akceptujemy jego *KAŻDE* działanie. Nie nazywajmy jednak tego państwem praworządnym.
Nie chcesz uznać patentu jako synonimu monopolu. Nie chcesz zauważyć, że egzekucja prawa patentowego opiera się na monopolu władzy. Bez tego cała magia ucieka. Monopol zawsze opiera się na wyłączności do agresji. Bez tego nic nie powstrzymywałoby konkurencji od działania, istniałby co najwyżej naturalny monopol.
Uprzedzę, że ten monopol na agresję nie ma nic wspólnego z monopolem na prywatną własność. Władza monopolisty rozciąga się na cudzą własność, nie własną. Co innego gdyby uznać nas wszystkich za niewolników systemu a wszystkie prawa własności jedynie ułudą, którą władza może w każdej chwili odebrać.